O. Wolan: w duszpasterstwie młodzieży nie sprawdza się strategia „na ilość”

 

Dorota Abdelmoula (KAI): Ojcze, w jaki sposób Zakon Pijarów odpowiada na zaproszenie papieża Franciszka, by wspólnie z młodymi ludźmi jak najlepiej przygotować się do październikowego Synodu Biskupów? Jesteście w pewnym sensie „ekspertami od młodzieży”.

o. Jacek Wolan SchP: Od początku zastanawialiśmy się, jak włączyć się w to wydarzenie. Z pomocą przyszedł nasz ojciec generał, który zaproponował zorganizowanie Pijarskiego Synodu Młodych we wszystkich naszych środowiskach. A jesteśmy w tej chwili obecni w 38 krajach, gdzie prowadzimy ok. 200 szkół. Uczy się w nich ok. 126 tys. uczniów.

Oprócz tego młodzież jest związana z nami także poprzez 170 parafii, które prowadzimy. Toteż ojciec generał chciał, żeby nasz pijarski głos dotyczący trzech zagadnień Synodu Biskupów: młodzieży, wiary i powołania, był oparty na naszym międzynarodowym doświadczeniu pracy z młodzieżą.

KAI: A jaki portret współczesnej młodzieży wyłania się z tych waszych doświadczeń? Jako zakon z 400-letnią tradycją pracy z młodzieżą z pewnością macie, przynajmniej częściowe, odpowiedzi na pytania, które stawia dziś Sekretariat Synodu Biskupów.

- Po pierwsze, młodzi potrzebują indywidualnego kontaktu. Chyba skończył się już czas przemawiania do tłumów i przemawiania z ambony. Dlatego w naszych szkołach i parafiach staramy się docierać do pojedynczych osób. Choć, oczywiście, niektórzy duszpasterze mają charyzmat pociągania za sobą całych tłumów.

Ponadto, absolutnie nie podpisałbym się pod tezą, że dzisiejsza młodzież jest wyjątkowo trudna. Każde czasy stwarzają trudności, także współczesność. Dziś np. młodzi bardzo często odpowiadają na zaproszenia do udziału w konkretnych wydarzeniach, ale dużo trudniej jest ją zaprosić do stałej formacji, czy regularnych spotkań. Ale ponawiamy te zaproszenia i nie zrażamy się.

KAI: To jaką ma Ojciec receptę na tę niestałość młodych ludzi i ich przekonanie, że ciągła zmienność jest bardziej atrakcyjna od długotrwałych wyborów?

- Po prostu: nieustannie zapraszamy młodzież do udziału w wydarzeniach, w eventach. To „eventowe” działanie stwarza okazję zaproszenia młodych ludzi do rozmowy. A dopiero na podstawie osobistego spotkania i rozmowy, można młodych ludzi zaprosić do zaangażowania w jakiejś grupie.

Możemy się zżymać, że duszpasterstwo nie powinno być „eventowe”, ale ono po prostu takie jest i trzeba się z tym zgodzić. Trzeba korzystać z tego sposobu docierania do młodzieży i starać się budować na tym dalsze, bardziej zindywidualizowane propozycje. Nie możemy się obrazić na młodych ludzi, że nie chcą się od razu decydować na systematyczne spotkania.

KAI: W dyskusji przed Synodem Biskupów coraz częściej pojawia się głos, że młodzi są roszczeniowi, a cała dyskusja sprowadza się do wyliczenia ich oczekiwań względem Kościoła. Czy z Ojca perspektywy młodzież rzeczywiście przyjmuje taką postawę, czy może źle rozumiemy formułowane przez nią komunikaty?

- Odpowiadając na to pytanie, chciałbym poruszyć dwie kwestie, które chciałbym, aby zostały wysłuchane wspólnie. Po pierwsze: młodzi są nie tyle roszczeniowi, co krytyczni i to jest ich przywilej. Po drugie: młodym, którzy są krytyczni, trzeba pokazywać, że jeśli chcą cokolwiek zmienić w Kościele, to muszą zaangażować się w konkretną działalność. Młodzi maja prawo być krytyczni, a my, słuchając ich, mamy prawo od nich wymagać. Tylko w ten sposób możemy wspólnie wędrować naprzód, budując Kościół.

Młodzi przede wszystkim patrzą na Kościół nie tylko jako wspólnotę, ale też instytucję. I w tej instytucji widzą księży, brak świadectwa, a czasem pewna nachalność ich zraża. Z drugiej strony, młodzi bardzo cenią sobie wolność i w tej wolności chcą podejmować decyzje, także te, dotyczące ich zaangażowania w Kościele. Musimy im na tę wolność pozwolić.

Oczywiście, są tacy, którzy wykorzystują wolność, by żyć bez jakichkolwiek wartości i zahamowań. Jednak większość, to osoby, które mierzą się z tą wolnością i starają się podejmować odpowiedzialne decyzje.

KAI: Wspominał Ojciec o tym, że młodzi ludzie mają prawo być krytyczni. A czy według Ojca Kościół jest dziś gotów na zmierzenie się z tą krytyką?

- Mogę się wypowiedzieć w swoim własnym imieniu: jest to bardzo trudne. M.in. z tego względu, że ta krytyka jest bardzo spolaryzowana. Spojrzenie młodzieży na świat i Kościół często przybiera barwy czarno-białe, przez co nie dostrzegają oni wielu dobrych inicjatyw, które pojawiają się w Kościele. To może podcinać skrzydła.

Jaką mam na to receptę? Po pierwsze: wysłuchać tego, co mają do powiedzenia młodzi ludzie. Po drugie: nie tyle argumentować, że jest inaczej, ile zaprosić młodych do konkretnego zaangażowania, złożyć im konkretne propozycje.

Mój przepis na duszpasterstwo młodzieży, to być z młodymi i być sobą. Doszedłem do tego poprzez moją prace z młodzieżą. Wcześniej miałem pokusę, by być kimś innym, niż jestem: bardziej przebojowym, bardziej ekstrawaganckim, z szalonymi pomysłami. Tymczasem moje pomysły są zwyczajne i oczywiste: zapraszam młodych ludzi na modlitwę. Po prostu. Nie na wyjątkowe show w kościele. Albo na spotkanie, podczas którego chcę porozmawiać na ważne i trudne tematy: związane z tym, jak rozmawiają z rodzicami, jak radzą sobie w szkole.

Oczywiste, że na te zaproszenia nie odpowiadają tłumnie. Ale ci, którzy przychodzą, bardzo sobie cenią te spotkania.

KAI: Czy w takim razie w duszpasterstwie młodzieży powinniśmy dziś stawiać na ilość – by jak największej liczbie osób dać szansę duchowego rozwoju, czy jednak na jakość?

- W duszpasterstwie młodych strategia „na ilość” się nie sprawdza. Jedyne, co nam pozostaje, to strategia „na jakość” i strategia „na cokolwiek”, czyli na jakiekolwiek zaangażowanie młodych. Jeżeli założymy sobie, że nasze duszpasterstwo będzie dobrze funkcjonować, jeśli będzie w nim 20, czy 50 osób, to może się okazać, że po miesiącu sami zrezygnujemy z tej wizji.

W duszpasterstwie młodzieży nie chodzi o ilość. Naszą strategią pracy z młodymi powinno być przede wszystkim oddanie swojego czasu tym młodym, którzy tego potrzebują.

KAI: Wyrazem tego jest m.in. synod młodzieży pijarskiej, który odbywa się w Waszych wspólnotach na całym świecie?

- Tak i jest to wynik naszej wspólnej pracy: zakonników, świeckich współpracowników, katechetów, nauczycieli i liderów grup młodzieżowych. Chcę to podkreślić: synod dla naszej prowincji został przygotowany przez dwunastoosobowy komitet, w nim tylko czterech pijarów, a większość to młodzież. Rewelacyjna sprawa!

Najpierw odbyły się synody lokalne w naszych placówkach, parafiach i szkołach. W tej chwili przygotowujemy się do synodu polskiej prowincji, który odbędzie się w Warszawie. Latem w Salamance odbędzie się spotkanie przedstawicieli prowincji europejskich. Na przełomie lipca i sierpnia na poszczególnych kontynentach zbiorą się przedstawiciele synodów prowincjalnych, po to, by zebrać wszystkie wnioski i przekazać je naszemu generałowi. On z kolei przekaże je Sekretariatowi Synodu Biskupów.

Ale to nie koniec! Po watykańskim Synodzie Biskupów, chcemy powrócić do naszego pijarskiego synodu, po to, żeby zająć się wnioskami, które będą owocem spotkania biskupów z całego świata i wspólnie wysłuchać głosu papieża i całego świata. Gdybyśmy ograniczyli się jedynie do przekazania swoich wniosków – zrobilibyśmy tylko jeden krok. Ale chcemy też posłuchać, co Kościół chce powiedzieć młodym, a przez nich: także pijarom.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

Dorota Abdelmoula / Warszawa