Minister trynitarzy: odpowiadamy na różne niewole dzisiejszego świata

 

KAI: Z czym jest związany przeżywany jubileusz?

 

O. Maciej Kowalski OSST: 825 lat temu, 28 stycznia naszemu założycielowi objawił się Jezus Chrystus, który trzymał za ręce dwóch niewolników. W tym znaku rozpoznał on jak ma wyglądać jego misja w Kościele. Ten znak, który z woli naszego założyciela został umieszczony w formie mozaiki nad wejściem do naszego pierwszego klasztoru w Rzymie, jest herbem zakonu i nieustannie nam towarzyszy. Stąd przez trzy ostatnie dni świętowaliśmy tę rocznicę, spotykając się z ministrem generalnym naszego zakonu o. Josephem Narlalym, z którym rozmawialiśmy o różnorodności Kościoła oraz cierpieniu prześladowanych chrześcijan, celebrując Mszę św. z metropolitą krakowskim, abp Markiem Jędraszewskim oraz organizując spotkanie o architekturze trynitarskiej w dawnej Rzeczypospolitej.

 

KAI: Co wyróżnia charyzmat Zakonu Trójcy Przenajświętszej?

 

- Po pierwsze kult Trójcy Świętej i głoszenie tej tajemnicy naszej wiary światu. Następnie wykup niewolników, ponieważ zakon powstał w czasach krucjat krzyżowych, kiedy ogromnym problemem było niewolnictwo z uwagi na nieustanne wojny między islamem a chrześcijaństwem.

Trynitarze pomagali zwłaszcza tym, którzy nie mogli wykupić się sami lub z pomocą zamożnych krewnych z niewoli muzułmańskiej. W naszej regule zapisano, że 1/3 dochodów każdego domu ma być przeznaczana na wykup osób z niewoli. Tak działaliśmy również w Polsce, gdzie od czasów Jana III Sobieskiego w 18 wyprawach po jeńców wojennych dzięki działaniom braci uwolniono 517 osób. Ponadto podejmowaliśmy także dzieła miłosierdzia, które były sposobem realnego ukazywania tajemnicy miłości Trójcy Świętej.

 

KAI: Co zmieniło się potem?

 

- Początek XX w. to wielkie zmiany społeczne. Oficjalnie niewolnictwo zostało zniesione. Trynitarze poszukują więc nowych form swojej obecności w Kościele i próbują na nowo odczytać swoją misję. Najpierw pojawiły się misje, czyli wykup z niewoli nieznajomości Boga. Później odniesiono się do zagadnienia niewoli formalnej poprzez pomoc więźniom, a następnie do każdego rodzaju fizycznej i duchowej niewoli, którego domaga się realnej i skutecznej pomocy. W ostatnich latach bracia uświadomili sobie również, że istotne jest też zagadnienie współczesnych prześladowań wierzących.

 

KAI: Jak trynitarze pomagają chrześcijanom prześladowanym za wiarę?

 

- Stworzyliśmy organizację pod nazwą Międzynarodowa Solidarność Trynitarska, której celem statutowym jest pomoc chrześcijanom prześladowanym za wiarę. Ma ona strukturę paralelną do zakonu - jest odpowiedzialny na poziomie generalnym, prowincjalnym i w poszczególnych domach. W jej skład, poza braćmi, wchodzą również siostry zakonne i osoby świeckie związane z trynitarzami. Celem tej organizacji jest uwrażliwianie na potrzeby prześladowanych chrześcijan oraz pomoc zarówno materialna, jak i duchowa poprzez organizowanie zbiórek i modlitw. Także nasza krakowska wspólnota podejmuje wiele działań w tej kwestii.

 

KAI: Na czym polega to lokalne zaangażowanie?

 

- Oczywiście włączamy się we wszystkie działania podejmowane przez zakon. Ale wspólnie z naszym duszpasterstwem młodzieży zorganizowaliśmy własny projekt pod hasłem "Więcej niż 5 minut", który nawiązuje do tego, że statystycznie co 5 minut ktoś na świecie umiera za wiarę. Wierzymy, że dzięki tej akcji, poprzez uwrażliwianie na problemy prześladowanych chrześcijan i modlitwę, możemy to zmienić. Przygotowaliśmy specjalne opaski z tytułem akcji, które mają być formą cegiełki i nawiązywać do wykupu, który kiedyś organizowali trynitarze. A że napis jest tajemniczy jest to również okazja do tego, by ten temat podjąć.

 

KAI: Jakie dzieła podejmują jeszcze krakowscy trynitarze na co dzień?

 

- Od kilku lat prowadzimy dom pomocy społecznej, ale najbardziej rozpoznawalnym elementem naszej działalności jest duszpasterstwo więzienne - w areszcie śledczym w Krakowie-Podgórzu i zakładzie karnym w Krakowie-Nowej Hucie. Przede wszystkim rozumiane jako posługa sakramentalna i zapewnianie więźniom dostępu do Eucharystii, spowiedzi czy kontaktu z księdzem. Warto tu sobie przypomnieć słowa Jana Pawła II, który mówił, że przebywający w aresztach są osądzeni, ale nie potępieni. Więc mimo, że znajdują się oni w tak ekstremalnych warunkach i słusznie odbywają karę pozbawienia wolności, jest dla nich jakaś nadzieja. Dlatego tak ważne jest przywracanie im wiary w siebie i świadomości tego, że są powołani do dobra. Doświadczenie uczy nas jednak, że dotarcie do osób przebywających w więzieniach wymaga najpierw zwyczajnego kontaktu i bycia z nimi na co dzień.

 

KAI: W jaki sposób nawiązujecie tę wieź z osadzonymi?

 

- Jedną z takich akcji były "Bajki z pudła”, czyli zaangażowanie więźniów do przygotowania sztuki, którą zaprezentowali dla swoich dzieci w Teatrze Groteska. Z kolei w Roku Miłosierdzia przygotowaliśmy spektakl "Za 5 godzin zobaczę Jezusa", opowiadający historię więźnia skazanego na karę śmierci, który w areszcie przeżywa nawrócenie. To dzieło był bardzo wymowne, ponieważ więźniowie mogli zobaczyć jak jeden z nich odzyskuje prawdziwą wolność wewnętrzną, pomimo formalnie trwającej niewoli. Istotna jest też coroczna Droga Krzyżowa wzdłuż muru więziennego - po jednej stronie modlą się w niej osadzeni, a po drugiej stronie wszyscy ze "świata zewnętrznego", którzy chcą w niej uczestniczyć. Często rozważania piszą sami więźniowie. To wyjątkowa okazja na spotkanie tych dwóch światów, pokazanie wrażliwości osadzonych oraz złamanie pewnych stereotypów myślenia.

 

KAI: Pomoc więźniom nie dotyczy jednak tylko ich samych, ale także osób przebywających na zewnątrz, prawda?

 

- To bardzo ważne i celowe działanie. Często rodziny są ofiarami tego, że dana osoba przebywa w więzieniu, ale także potrzebują pomocy, żeby się uporać z przyjęciem i przeżyciem całej tej trudnej sytuacji. W tym względzie przygotowujemy wakacje dla dzieci więźniów. Przede wszystkim polega to na tym, żeby w modlitwie i w radościach dzieciaki spotkały się z Bogiem. Ale dało się także zaaranżować, aby z zakładów karnych przyjechali na ten wyjazd osadzeni rodzice. Tym samym mogli się oni spotkać z pociechami w innym miejscu niż sala widzeń – to dla nich niezmiernie ważne. Jednak w tej pomocy zewnętrznej nie chodzi tu tylko o rodziny, ale również całą wspólnotę Kościoła.

 

KAI: Jak to rozumieć?

 

- O ile jako wierzący nie mamy większego problemu z możliwością realizacji większości uczynków miłosierdzia, o tyle pocieszania czy odwiedzania więźniów wiele osób nie rozumie. Często słyszymy, że przecież osadzeni są sobie sami winni. Dlatego też chcemy dotrzeć do wierzących z komunikatem, że poprzez pracę z więźniami nie negujemy słuszności ich kar, ale chcemy im pomóc, docierając do nich z przesłaniem nadziei. I niesamowitym doświadczeniem naszej pracy jest fakt, że ludzie widząc podejście do więźniów bez gestów potępienia zaczynają czuć potrzebę okazania im pomocy.

W okresie świąt Bożego Narodzenia organizujemy zbiórkę pieniędzy na symboliczne paczki dla więźniów, która zawsze spotyka się z wielkim zainteresowaniem ludzi dobrej woli. A my przekazując rzeczy zakupione za zebrane datki zawsze mówimy osadzonym, że są one gestem solidarności wspólnoty wierzących, którym ich los podczas pobytu w izolacji więziennej nie jest obojętny.

 

KAI: W więzieniach krakowskich powstają również ikony Jezusa Nazareńskiego - o co chodzi?

 

- Kult Jezusa Nazareńskiego jest obecny w naszym zakonie od końca XVII w. Podczas jednej z wypraw poza niewolnikami nasi bracia wykupili także przedmioty ze sprofanowanego kościoła katolickiego, a wśród nich figurę związanego Chrystusa, który dał się poprowadzić na krzyż dla naszego odkupienia. Ten kult rozrósł się w naszym zakonie, a w Krakowie zrodził się pomysł, aby więźniowie tworzyli obrazki tej figury i wysyłali ważnym dla siebie osobom i najbliższym. Jest to swego rodzaju łącznik między nimi, a rodziną.

 

KAI: Na chwilę obecną w Polsce przebywa 7 trynitarzy. Czego życzyć w okresie jubileuszu na przyszłość?

 

- O przyszłość jestem spokojny, bo wiem, że jesteśmy w rękach Pana Boga. Mieliśmy wiele trudnych momentów w naszej historii - kiedyś zakon prawie przestał istnieć, a teraz znów jest nas blisko 600 na całym świecie. To 825 lat pokazuje, że jest wolą Bożą, aby nasz zakon był w Kościele. A jeśli można czegoś życzyć, to tego, by młodzi ludzie inspirowali się naszą misją i miejscem w Kościele. Bo chętnie podzielimy się naszym charyzmatem z wszystkimi, którzy chcą mieć w nim jakiś swój udział.

 

Rozmawiał Łukasz Kaczyński